W naszym mieszkaniu mamy dwa przedpokoje. Na szczęście nie są zbyt duże i nie zabierają niepotrzebnie miejsca oraz przestrzeni z metrażu naszego domu. Gdy dwa lata temu kupiliśmy nasze M na przedpokoju witała gości duża orzechowa szafa typu KOMANDOR. O zgrozo . No niby fajnie bo pakownie , niby ma duże lustro więc można rzucić okiem przed wyjściem czy wszytko ok, a i tak buty całej rodziny stały w przejściu przy szafie. I nie żebyśmy byli mega bałaganiarzami, po prostu szafa nie spełniała swojej funkcji. Więc pod czas remontu poszła na pierwszy plan. Oczywiście mieszkając w bloku nie mogliśmy się jej od tak pozbyć. Znalazłam dla niej idealne miejsce u Wiktorka w pokoju a dokładnie po drugiej stronie ściany w przedpokoju co idealnie zgrało się z wymiarami. Mój maż co prawda od początku był zakochany w tej szafie i miał zylion argumentów dla których powinniśmy zostawić ją tam gdzie była ale po moim marudzeniu , jęczeniu i postawieniu kilku kwestii na ostrzu noża - uległ. Oczywiście nasłuchałam się ze się nie da, że nie można ale suma summarum szafa zniknęła z przedpokoju. Dzięki temu , przestrzeń powiększyła się o 60 cm. W bloku to luksus . Teraz można swobodnie się obrócić. A jak było i jak jest zobaczcie sami. Niestety nie mogę odszukać zdjęcia z szafą Komandor ale po kolorze ścian można sobie wyobrazić jak to wyglądało.
Zerwaliśmy ohydną zielono trawiasta tapetę i skuliśmy stare kafle. Na ścinę wybrałam tapetę która widziałam na kilku waszych blogach. Od początku szalenie mi się podobała. ściany utrzymałam w tonacji lekko złamanej bieli i szarości. Na jednej ze ścian z racji tego że była mega nie równa chciałam bardzo zastosować białą cegłę. Niestety koszt przerósł mój budżet i skończyło się na własnoręcznej przecierce gipsowej. A oto efekt:
Pozdrawiam Was Klaudia